Niesforne schody  

Posted by Noire in ,


Na zamku w Kliczkowie są schody. Niby nic takiego - kilkanaście stopni. Najpierw kilka aby podejść pod mur zamkowy, potem kolejne by wejść na boczny dziedziniec i jeszcze parę by dostać się do bocznych drzwi, które zaprowadzą nas do środka zamczyska (zresztą niezwykle ładnego, obecnie odrestaurowanego hotelu). Potem można wybrać drogę do góry (oczywiści po schodach) do sali Dworskiej jeżeli chce się wypocząć lub stopniami nieco stromiej na dół do sali, która słynie z rycerskich biesiad do białego rana.
Właściwie to w schodach nic takiego szczególnego nie ma, jednak jeżeli postawić u ich podnóża białogłowę, w długiej sukni (a właściwie w dwóch sukniach licząc spodnią), często w długim płaszczu i do tego koszykiem lub innymi dobrami w rękach to cała sytuacja się znacznie komplikuje. Bo jak niby wejść i się nie narazić na znaczne uszkodzenia ciała, a przede wszystkim uszkodzenia stroju - od razu wspomnę, że kto w takiej sytuacji nie był nie doceni "powagi" sytuacji.
Stoi więc nasza Dama bardziej lub mniej skutecznie próbując złapać w dłonie obie suknie, podwinąć płaszcz by nie zbierał wszystkiego po schodach i unieść swój koszyk nie pozbywając się jego zawartości i kiedy wszystko wydaje się zmierzać ku szczęśliwemu zakończeniu figlarny wietrzyk zawija chustę z głowy naszej niewiasty tak, że jej część jak welon opada na oczy i skutecznie wszystko zasłania. Co począć w takiej sytuacji - można poczekać, aż inny powiew przywróci pierwotnie położenie nałęczki lub uwolnić ręce, poprawić niesforną tkaninę i ... zacząć całe przygotowania od początku.
Cała sytuacja nie byłaby zbyt uciążliwa, gdyby nie zdarzyła się 3 razy z rzędu.
Oczywiście w końcu nasza niewiasta dotarła szczęśliwie do zamku. Koszyk poniósł usłużny giermek, chusta chwilowo trafiła do ręki i dopiero w zaciszu komnat została ponownie upięta, suknie dystyngowanie zostały podniesione (aby nie zabić się na upartych schodach), a płaszcz pozamiatał wszystkie stopnie :)
To doświadczenie spowodowało jednak, że tuż po powrocie konieczne było opracowanie innego systemu przytrzymywania upartej tkaniny. Oczywiście niczego nowego nie trzeba było wymyślać - wystarczyło wykorzystać doświadczenie przodków i zrobić sobie obręcz podtrzymującą chustę.
Pamiętam, że pierwsza była okropna, wyszła krzywo i właściwie nigdy jej nie założyłam - nawet nie wiem gdzie teraz jest. Oczywiście nie uwieczniłam jej na żadnej fotografii. Potem było już lepiej - powstała wąziutka, bardzo lekka obręcz, która świetnie dopasowywała się do głowy i dobrze przytrzymywała każdą rozbrykaną nałęczkę. Oczywiście ona również nie doczekała się swojej fotografii jednak była dość podobna do tej na zdjęciu. Potem zresztą powstało całe stadko takich obręczy, które mam nadzieję do tej pory chronią swoje właścicielki przed zakusami "niegrzecznych wicherków".


Mosiężna obręcz na głowę ok. 0,7cm

This entry was posted on 3 lutego 2012 at piątek, lutego 03, 2012 and is filed under , . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

2 komentarze

Bardzo piękna obręcz. A czy robisz takie na zamówienie? I wzorujesz się na jakiś znaleziskach?

7 marca 2012 11:39

Witam
Cieszę się że się podoba :)
Tak, wykonuje ozdoby na zamówienie - proszę o kontakt na e-maila.

25 marca 2012 08:25

Prześlij komentarz